Sampo

Jesień nad morzem nie była tą jesienią, jakiej się spodziewała. Ani razu nie nadciągnęła burza. Wyspa więdła w spokoju, trawa gniła w deszczu, skały zrobiły się śliskie, ciemne algi pokrywały je wyżej niż sięgała woda, listopad przemijał w szarzyźnie.

Tove Jansson, fragment opowiadania ‘Wiewiórka”, z tomu “Podróż z małym bagażem”, wybór i przekład Teresy Chłapowskiej, Warszawa, 1994, s.169

Marrasku — miesiąc śmierci. Tak Finowie nazywają listopad, choć pewnie nie wszyscy wiedzą co oznacza archaiczne słowo “marras”. Słowo pamiętające czasy narodzin języków, bliskobrzmiące z indoeuropejskimi “mór”, “morzyć”, “mortal”, “morbid”.

Listopadowa łąka

Listopad to śmierć przyrody. Wysychanie traw i odlot ostatnich ptaków. Jednak my przeżyliśmy najbardziej, najgłębiej żywy listopad w życiu. Zamknęliśmy za sobą nasze warszawskie drzwi i wylądowaliśmy na wyspie – rezydencji w Saari. Mieszkamy na wzgórzu, które jeszcze tysiąc lat temu było wysepką zanurzoną w morskiej zatoce. Otacza nas spokój pól i łąk, koi leśna cisza. Znad zatoki niosą się szum wiatru wymieszany z krzykiem łabędzi krzykliwych.

Świt nad morzem

Świt nad morzem

Na początku czuliśmy się jak na haju. Pulsowała w nas gorączka podróży. Adrenalina mobilizacji i wir spraw do załatwienia stopniowo ustępował świadomości, że oto dotarliśmy. Jesteśmy w wymarzonej Kalewali. Czyste, przytulne mieszkanie w drewnianym, ciepłym domu. Troskliwe starania gospodarzy, byśmy zasiedli w miękkich poduszkach i mogli skupić na tu i teraz. Czuliśmy się tak nierealnie jakby sam wiekowieczny Ilmarinen wręczył nam cudowne Sampo – magiczny, sypiący bogactwami młynek.

Tedy kowal Ilmarinen Majster sławny z dawien dawna, Jął wykuwać jeszcze mocniej, Zawzięciej młotkiem łomotać. Kował Sampo umiejętnie: Żeby z jednej mełło mąkę, Sól zasię z sąsiedniej strony, Z trzeciej wreszcie grosz gotowy.

Kalewala, przełożył Jerzy Litwiniuk, Warszawa, 1998, s.125

Euforia opadała, a my wczuwaliśmy się w rytm późnych świtów i coraz wcześniejszych zmierzchów. Zbyl słusznie zapytał: “więc przyjechaliśmy tu na najciemniejsze, najzimniejsze miesiące?” Rzeczywiście, ale ta jesień nie była jesienią jakiej się spodziewaliśmy.

Akseli Gallen-Kallela – Chłopiec z wroną, 1884. Domena publiczna.| Zbylu z zaćmieniem księżyca

Zachwycił nas ocean porostów na korze brzóz i świerków. Czerwień jarzębin na szarym tle lasu. Wielobarwne spektakle świetlne w tych długich momentach, gdy słońce leniwie wychodziło lub zachodziło za horyzont.

Hatifnaty

Formy runiczne

Na horyzoncie otworzyło się pasmo jasnego nieba, wąska ognista smuga zachodzącego słońca. Wyspy, w rzędach i gromadkach, leżały na gorejącym morzu, czarne jak węgiel. Morze płonęło aż po brzeg, gdzie nabrzmiewający przybój opływał cypel wciąż i wciąż, zawsze tym samym łukiem po obślizłej listopadowej skale. Jadła pomału i widziała, jak czerwień pogłębia się na niebie i wodzie, jak rodzi się jaskrawy, nieprawdopodobnie czerwony kolor, a potem nagle gaśnie i wszystko robi się fioletowe, przechodzi powoli w szarość i wtapia się we wczesną noc.

Tove Jansson, fragment opowiadania ‘Wiewiórka”, z tomu “Podróż z małym bagażem”, wybór i przekład Teresy Chłapowskiej, Warszawa, 1994, s.189

Taak, brak wciąż wyczekiwanej i zasnutej tajemnicą zieleni “Świateł Północy”, w całości rekompensowały nam czerwienie i fiolety “Świateł Zachodu”.

W końcu przywykliśmy, bo prędzej czy później zawsze się przywyka, do cieplarnianych warunków jakie tu dla nas stworzono. Jest nam tu niewiarygodnie dobrze. Zsynchronizowaliśmy się ze spokojem tego cichego zakątka Finlandii. Jesteśmy ze sobą bardziej.

Niedziela w przystani

Niedziela w przystani

Mamy do dyspozycji rowery, w tym dwa elektryczne. Jest też elektryczny samochód do wspólnych wycieczek i cotygodniowych zakupów w najbliższym, oddalonym o dwanaście kilometrów sklepie. Jest sauna, z której możemy korzystać kiedy tylko przyjdzie nam ochota. Są cotygodniowe, przepyszne lunche serwowane przez kucharza-artystę. Jest fancy, a nawet więcej niż fancy. Jak powiedział Joshua, jeden z artystów będących tu z nami na rezydencji, “the level of fanciness is ridiculous”.

Rowerem do lasu

Rowerem do lasu

Korzystamy ze wspaniałych fińskich usług publicznych. Zbyl chodzi do przedszkola. Mimo trudności z komunikacją lubi tam być. Pomaga mała grupa dzieci i świetne, spokojne podejście nauczycielek. Z lokalnej biblioteki pożyczamy polskojęzyczne książki dla dzieci i dorosłych.

W tym wszystkim najważniejsze jest jednak gdzie indziej. Gdzieś między spokojem, bezpieczeństwem, bliskością i kępką mchu pod starym drzewem…

Zaczęła zamiatać, starannie i bez pośpiechu, lubiła to zajęcie. Dzień był spokojny, bez dialogów. Nie musiała niczego bronić, ani szukać winnych, wszystko zostało odcięte, wszystkie słowa, które mogły być inne albo tylko przestawione bez większego trudu i mogły prowadzić do wielkich zmian. Dziś był jedynie ciepły domek, pełen rannego światła, ona sama zajęta sprzątaniem i przyjazny odgłos parzącej się kawy. Pokój ze swymi czterema oknami miał oczywistą rację bytu: dawał poczucie bezpieczeństwa, nie miał nic wspólnego z miejscem, w którym się coś zamyka albo do czegoś nie wpuszcza. Piła kawę, nie zastanawiając się nad niczym, tylko odpoczywała.

Tove Jansson, fragment opowiadania ‘Wiewiórka”, z tomu “Podróż z małym bagażem”, wybór i przekład Teresy Chłapowskiej, Warszawa, 1994, s.171

Dom o świcie

Dom o świcie