AAAAA pomysły sprzedam
Mam w swoim notatniku w telefonie taki folder, gdzie zapisuję pomysły. Jest tam już niemal setka praktycznie gotowych idei.
Nie, nie są to pomysły powiązane z Vogule Poland, bo na te mam inny folder. Są to pomysły z działu inne, czyli przykładowo pomysł na blog tematyczny, kanał youtubowy poświęcony niewykorzystanej w Polsce niszy, pomysły z rozpisanymi planami wydarzeń książek do napisania czy wystaw do zrealizowania.
Właściwie nie realizuję tych notatek, bo po pierwsze jestem leniwą bułą, a po drugie nie mam stu żyć, bym mógł sto srok złapać za ogon. To po prostu niewykonalne, bym mógł poświęcić się tym sprawom, bo to są gotowe pomysły na to, w którą stronę poprowadzić swoją internetową karierę. Część z tych pomysłów nawet do mnie nie pasuje czy opiera się na wiedzy, której ja nie mam, ale na poziomie teoretycznym widzę w nich potencjał.
Nie wiem ile jeszcze będę tworzył tak i to, co tworzę teraz. Nie wiem, może rok, a może dziesięć lat. Serio nie wiem, bo to branża tak nieprzewidywalna, że ciężko cokolwiek zakładać.
Oczywiście można to robić, ale my nie działamy w ten sposób, że szukamy inwestorów, nie bawimy się w biznes plany, tabelki, wykresy. Działamy spontanicznie, przez to czasami niezdarnie, ale zawsze szczerze i bez ekipy specjalistów, którzy mówią nam, co się opłaca, a co nie.
Czuję się w tym trochę jak dinozaur, bo mam wrażenie, że duża część społeczeństwa już pogodziła się z tym, że ludzie w sieci są jak papier toaletowy – raz się podetrzesz i wyrzucasz. Kariery wybuchają w tydzień, kończą się równie szybko i mam poczucie, że ten schemat tylko przyspiesza, influencerów jest coraz więcej, są coraz bardziej podobni i skrojeni już konkretnie pod reklamodawców i coraz mniejszej liczbie osób udaje się przetrwać w tym biznesie dłużej, na jakiś bardziej stabilnych warunkach.
Myślę, że zrzeszanie się twórców internetowych w różnego rodzaju agencjach, którym zależy głównie na tym, by statystyki rosły i kasa się zgadzała, sprawił, że dotarliśmy do momentu, w którym liczy się przede wszystkim szybki zysk, szybka rozpoznawalność i towarzyszą temu mniej więcej takie same cele: czy to finansowe czy towarzyskie.
W skrócie: moim zdaniem żyjemy w świecie plastikowych lalek, którymi często sterują agencje, a których głównym zadaniem jest zarabianie pieniędzy. Gdy lalka się zepsuje czy ubrudzi, to wymienia się ją na taką samą lub generację lepszą.
Oczywiście istnieją wciąż twórcy, którym się chce, którzy potrafią się wyróżnić, którzy działają z pasji czy proponują coś więcej niż nic, ale z moich obserwacji wynika, że ani nie są oni specjalnie topowi, ani sexy. Mimo wszystko to wciąż nisza, te dziwne dzieciaki z końca sali lekcyjnej, co to nie chcą się bawić z bardziej popularną resztą. To nie jest mainstream i… może nigdy nie będzie?
Po co, nieco chaotycznie, piszę o tym wszystkim? Ano po to, że widzę w tym jakiś pomysł na biznes na przyszłość. Wyobrażam sobie, że mógłbym doradzać osobom, które mają zapał i na podstawie ich zajawek, umiejętności pozwalać im wydobywać z siebie talenty oraz atuty. Dlatego też prowadzę ten notatnik: by moje pomysły nie umykały, by można było je kiedyś wykorzystać, by być może komuś je odsprzedać.
Szczerze uważam, że to ciekawy pomysł, który polegałby na konsultacjach i wydobywaniu odwagi z potencjalnych twórców i twórczyń, a nie robienia z nich kolejnych kukieł pozujących do zdjęć na Instagramie i kretyńskich wideo na TikToku.
Absolutnie nie wiem, czy to miałoby jakikolwiek sens finansowy, co wiele osób może uznać za podstawową wadę mojej idei. Być może, ale według mnie to również atut mojego podejścia: myślę sercem, a nie portfelem. I wciąż wierzę, że influencerzy mogą proponować ludziom coś więcej niż przeruchany taniec Wednesday na TikToku, reklamowanie suplementów diety na Instagramie czy pokazywanie swojej codziennej rutyny na YouTubie.
Ale ja jestem dziwny. Może w tym względzie jestem jeszcze za mało cyniczny i nie wyzbyty optymizmu? Może ludzie naprawdę potrzebują po prostu kolejnych plastikowych statystów, którzy będą wymieniani co sezon? Nie wiem tego, piszę oczywiście o tym, co siedzi w mojej głowie. Piszę, notuję, obserwuję. Kto wie, gdzie mnie zaprowadzi życie i czy za kilka lat nie wcielę tego planu w życie.