Cudzoziemiec w raju ludzi
Niedziela upłynęła na jednodniowej wycieczce za miasto. Chodziliśmy ze znajomymi po górach, oglądaliśmy przyrodę, wdychaliśmy czystsze powietrze, podniecaliśmy się zwierzętami (“o, zobacz, owca!”, “krowa, widzisz?!”), jak na mieszczuchów przystało. Moje myśli były jednak gdzie indziej.
Mimo pięknych warunków przyrody dopadło mnie poczucie samotności, tego dziwnego wyobcowania, którego latami nie rozumiałem. Myślałem, że to kwestia depresji, jakiś kaców, ale dopiero diagnoza spektrum autyzmu i późniejsza lektura książek Luke’a Jacksona rozjaśniła mi w głowie, że my, osoby w spektrum, możemy tak mieć.
Dzięki tej świadomości łatwiej mi zapanować nad tym potężnym uczuciem niezrozumienia i osamotnienia, które czasami znienacka jest w stanie mnie ogarnąć. Ciężko to wytłumaczyć komuś, kto tego żywo nie doświadczył. Zasysająca pustka i czucie się, że zacytuję Nosowską z trochę innego kontekstu, “cudzoziemką w raju kobiet”, to emocje tak mocne, że nic dziwnego, że wiele osób w spektrum sięga po używki, by to jakoś wyciszyć.
Nic dziwnego, bo – powtórzę to po raz kolejny – świat jest moim zdaniem zaprogramowany dla osób neurotypowych i ekstrawertycznych. Jest głośny, gęsty, szybki, a algorytmy sieci dodatkowo pozbawiają nas niejednoznaczności i jakiegokolwiek zatrzymania przed kolejnym plemiennym okrzykiem.
Nie mam tu za złe żadnej konkretnej osobie, raczej systemowi, który wydaje mi się, że jednak zaczyna się zmieniać na lepsze. Oczywiście wiąże się to z głosami jakiś kretynów o szalejącej “modzie na autyzm”, ale myślę, że kretyni byli zawsze i ich życie trochę polega na łapaniu się tematów, na których się nie znają, by głośno o nich krzyczeć i zwiastować zagładę. Tak było przecież od zawsze.
Dzieci mieć nie zamierzam i na przyszłość patrzę raczej z troską, ale myślę, że jeśli jakimś cudem naszemu gatunkowi uda się przetrwać kolejne sto czy dwieście lat, to osoby w spektrum czytające te moje zapiski będą łapać się za głowę z niedowierzania, jak kobiety czytające pamiętniki kobiet XIX-wiecznych i zasad, które rządziły tamtym światem. Walka o szacunek kobiet czy osób nieneurotypowych oczywiście nie ma końca (póki co), ale w całym tym byciu pesymistą widzę gdzieś światełko w tunelu. I powiem wam, że to całkiem miłe uczucie, nawet jeśli sam tego nie doświadczę.