Czy ja udaję?

Dziś było sporo nagrywania, bo w przyszłym tygodniu kilkudniowa wycieczka. Aż zdarłem sobie gardło, co doprowadziło mnie do pewnych myśli.

Kto zna mnie prywatnie ten wie, że ja jestem raczej osobą mało towarzyską, cichą, nie będąca w pierwszym rzędzie miastowej socjety. Raczej gdzieś tam pod koniec.

W wideo zaś nabieram wigoru. Zdawałem sobie z tego sprawę wcześniej, ale dzisiejsze zdarte gardło po dwóch godzinach przed kamerą sprawiło, że zacząłem szerzej rozmyślać o tym… czy nie udaję.

W mojej głowie pojawiło się sto znaków zapytania, samooskarżeń oraz wstydu z powodu czegoś, co się nie wydarzyło. Klasyczny Patryk. Po ostatecznej debacie z samym sobą doszedłem jednak do wniosku, że nie, nie udaję.

To nie jest bowiem tak, że przed kamerą zamieniam się w kogoś innego, zmieniam swoje nawyki, oszukuję odbiorców i odbiorczynie. Nie, bardziej traktuję ich jak kogoś pozornie bliskiego.

Chodzi mi o to, że oczywiście gdy jestem sam na sam z A. to jestem bardziej wygadany, uśmiechnięty, oswojony. “Oswojenie” to słowo klucz, bo ja wymagam takiego oswojenia. Mówiąc do kamery mówię więc tak, jakbym był oswojony.

Co oczywiście może dawać mylne wrażenie, że jestem taki też na co dzień. Bywały takie sytuacje, gdy spotykałem odbiorców, oni starali się żartować i wejść w klimat naszych wideo, a ja stałem jak słup soli, jakbym nie wiedział o co chodzi, jakbym nie rozumiał co oni wyprawiają.

Myślę, że takie zachowanie można odebrać jako nieuprzejmość, ale to nieuprzejmością przecież nie jest. Nie robię tego specjalnie, by komuś sprawić przykrość, by zrobić z kogoś głupka. Taka moja natura, a niestety nie mam wpływu na to, że mainstream ludzkich zachowań jest przejęty przez neurotypowych ekstrawertyków, a każda cecha wykraczająca poza ten szablon jest uznawana za dziwactwo czy bycie chamem.

Także gardło do końca dnia bolało, ale przynajmniej położyłem się z uśmiechem na ustach, że jednak nikogo dziś nie oszukałem.