Opozycyjne mijanki

Śledzę polską politykę już kolejną dekadę i przyznam, że wciąga ona niczym “Moda na sukces”. Wszystko jest całkiem zabawne i fascynujące do momentu, w którym zdaję sobie sprawę, że oni tak na serio.

Nie będzie to wpis z kolejną analizą sceny politycznej, próbą rozliczenia czy inne wymądrzanie się publiczne. Pokora i obserwacja samoistnych ekspertów pozwala mi zachować część moich myśli tylko dla siebie, ewentualnie najbliższych. Wierzę, że nie każdy musi mieć publiczną opinię na każdy temat. A przynajmniej ja daję sobie taki luksus.

O czym więc to będzie wpis? O wkurwie obywatela na dziecinadę. Czytam te teksty, że Hołownia się waha, że Tusk namawia, że Czarzasty to chętnie, a Kosiniak to może i momentami dostaję białej gorączki, a wierzcie mi, ciężko mnie na początku 2023 wyprowadzić z równowagi.

Nie zamierzam, co przecież modne, pisać kto jest górą, kto ma rację, a kto schrzanił. Szczerze? Mam to w dupie. Jako obywatel i wyborca żądam od przedstawicieli i przedstawicielek demokratycznej opozycji, by przełknęli gulę, schowali własne ego i dogadali się.

Nie zamierzam też pisać, czy listy wyborcze powinny być dwie, cztery czy jedna. To nie jest moją rolą, jako obywatela niezaangażowanego aktywnie po żadnej stronie sceny politycznej, by obmyślać strategię dla ludzi, którzy chcą sprawować władzę i brać za to państwowe pieniądze.

Naprawdę, to ich praca i to oni powinni ją wykonać. Dogadać się, porozumieć, ewentualnie zdecydować na sensowny podział. Nie wnikam, bo gówno mnie obchodzą te negocjacje, serio. Tak jak ludzi gówno obchodzą moje przygotowania i risercz do wideo, bo czekają na efekt końcowy w postaci śmiesznego filmiku. Nie wpadłbym na to, by ich zadręczać tym, że nie mogę znaleźć jakiejś wypowiedzi pani X, a link w którym był fajny cytat nie jest aktywny. A mimo to wydaje mi się, że mam większe prawo, bo jestem bytem niezależnym i nie utrzymywanym ze pieniędzy Skarbu Państwa. I mnie ludzie rozliczają w klikach i wyświetleniach, na co się godzę i z czym muszę grać. Oni tymczasem przeżywają, mam wrażenie, codzienny haj na widok słupków sondażowych.

Serio, ogarnia mnie żałość, gdy mija kolejny tydzień, a politycy i polityczki skupiają się przede wszystkim na tym, co ktoś komu powiedział na jakimś korytarzu i że trzeba do tego znaleźć odpowiedź, najlepiej taką, którą zacytują później w tvn24. Treść umarła, wiwat bon moty.

Chciałbym liczyć na moment ocknięcia, w którym liderzy i liderki demokratycznej opozycji zrobią wspólną konferencję i powiedzą: ja startuję z nim, a on z nimi, a wynika to z tego i tego, co będzie z korzyścią dla was, drodzy wyborcy i wyborczynie, bo zależy nam na tym, żeby coś naprawdę zmienić, a nie tylko na tym, by dostać nowy stołek i brat cioteczny stryjenki załapali się do Spółki Skarbu Państwa. Ale obserwuję tę telenowelę na tyle długo, że zdaję sobie sprawę, że to marzenie ściętej głowy.