Pracowanie nad odpoczywaniem

Myślę, że mogę być już ostatnim gatunkiem wyznającym pracoholizm jako styl życia. I bardzo dobrze.

Uwielbiam te płacze bardziej ode mnie dojrzałych publicystów na fakt, że młodsi od nich nie chcą pracować całe dnie i noce, mają inne pasje niż robienie nadgodzin i że niekoniecznie mobbujący szef jest tym, na co się godzą.

W tej dyskusji zresztą nie chce mi się szerzej wypowiadać, bo mam wrażenie, że jest już tak zmęczona, że warto odłożyć ją na półkę albo wysłać (brońciępanieborze!) na L4.

Chodzi mi o coś innego! Otóż o to, że ja mam serio problem z odpoczywaniem. Dziś znowu to sobie uświadomiłem dobitnie.

Na początku tego tygodnia pracowaliśmy na 200%, bo z różnych względów nagrywaliśmy sporo materiałów na przyszłość, z większym wyprzedzeniem. Efekt był taki, że w czwartek poza odpisaniem na kilka bieżących maili i jakieś innej drobnej pracy nie miałem zawodowo do robienia nic.

Brzmi fantastycznie, prawda? Też mi się tak wydawało i miałem oczywiście wielkie plany, by skończyć czytać książkę, zrobić porządki na jednej problematycznej półce w salonie oraz rozpocząć czytanie nowego komiksu.

Czy zrobiłem coś z tych rzeczy? Oczywiście, że nie. Cały dzień obijałem się po kątach, szukałem zajęcia, sprawdzałem maila czy na pewno nic pilnego się nie dzieje (nie działo) i odświeżałem social media, podświadomie chyba licząc na jakiś temat, którym będę musiał się pilnie zająć.

Jak na złość, nic pilnego dziś się nie wydarzyło.

Cholernie trudno jest mi odpoczywać, bo przyzwyczaiłem się, że jestem “pod ręką” cały czas. Trochę tak się zawodowo wychowałem, bo wielokrotnie dział się jakiś medialny pożar i musiałem poza godzinami pracy robić robotę, przyjeżdżać, wydzwaniać, odpowiadać na pytania współpracowników. Było to dla mnie czymś oczywistym, było to ode mnie wręcz wymagane.

Z dzisiejszej perspektywy myślę, że przecież kurwa nie byłem chirurgiem, który jako jedyny w województwie może uratować komuś życie tu i teraz. Byłem dziennikarzem, reporterem, wydawcą. Przy sprawnym podziale obowiązków i dobrej logistyce nie było potrzeby, by wydzwaniać do mnie w wolną sobotę o 21:00, bo ktoś umarł i trzeba napisać kilka ładnych zdań, “a ty to zrobisz najlepiej”.

Myślę, że przede mną jeszcze długa droga, by nauczyć się sensownie odpoczywać. Muszę wykonać w tym kierunku sporo, o ironio, pracy. Dzisiejszy dzień bowiem, zamiast naładować mnie energią i zrelaksować, zmęczył okropnie. A tak sobie myślę, że to nie jest okej, gdy odpoczynek jest swoim zaprzeczeniem.