Punkt po punkcie

Punkciki, punkciki, więcej punkcików.

Jak ja je bardzo kocham. I to od zawsze! Pamiętam, że w podstawówce na polskim mieliśmy układać plan wydarzeń jakiś książek czy innych opowiadań. Szło mi zawsze świetnie, bo w takiej logicznej, uporządkowanej rzeczywistości czułem się zawsze najlepiej.

Co ciekawe, nie oznacza to w moim przypadku, że zapisywanie codziennych obowiązków czy zadań mi wychodzi. Nie, nudzę się tym. Ile już miałem w swoim życiu papierowych kalendarzy, które prowadziłem tydzień, by później rzucać je w kąt.

Ta potrzeba logicznego wyjaśniania wszystkiego bywa zajebiście przydatna, na przykład przy dzisiejszym układaniu punktów zdarzeń do materiału o dramie Seleny Gomez i Hailey Bieber. Usiadłem, przejrzałem zgromadzone wcześniej materiały, w ciągu niecałych dwóch godzin miałem już ułożony pełny plan z odnośnikami, linkami i całą resztą.

Długo widziałem tylko pozytywy tej cechy, lecz – jak chyba wszystko – ma to także swoje ciemne strony. Świat bowiem nie jest wbrew pozorom logiczny, bo na poziomie codziennego funkcjonowania jest dramatycznie chaotyczny. Ludzie są chaotyczni. Zdarzenia dzieją się niezapowiedziane. Pan idzie po złej stronie chodnika. Pani mówi do mnie, choć wcale nie jest to potrzebne i na pewno nie było tego w planie.

Wiecie, do czego to prowadzi, prawda? Do frustracji, gniewu na rzeczywistość, poczucia osamotnienia. Och, to są trzy punkty, które mógłbym wytatuować sobie na czole, bo myślę o nich niemal codziennie i wierzę, że w dużej mierze, niestety, określają mnie.

Jestem w momencie, w którym mniej więcej znam mechanizmy – swoje oraz świata. Rozumiem, jak to działa. Teoria jest jednak jednym, a praktyka czymś zupełnie innym. Ciekawe, czy kiedyś uda mi się połączyć te dwa światy.