humanafterall's highlights

I gather in one place quotations from the books I've read.

“Yuichi,” I said, “the fact that you're relaxed enough with me now to tell me how you're really feeling is a source of comfort to me. It makes me very happy. So happy I feel like shouting it from the rooftops.”

“What kind of talk is that? Sounds like it was translated from English.” Yuichi smiled, the light from the table lamp shining on his face. His shoulders shook beneath his navy blue sweater.

Yoshimoto, B. (2015). Kitchen. Open Road + Grove/Atlantic.

“It's not easy being a woman,” said Eriko one evening out of the blue.

I lifted my nose from the magazine I was reading and said, “Huh?”

The beautiful Eriko was watering the plants in front of the terrace before she left for work.

“Because I have a lot of faith in you, I suddenly feel I ought to tell you something. I learned it raising Yuichi. There were many, many difficult times, god knows. If a person wants to stand on her own two feet, I recommend undertaking the care and feeding of something. It could be children, or it could be house plants, you know? By doing that you come to understand your own limitations. That's where it starts.” As if chanting a liturgy, she related to me her philosophy of life.

“Life can be so hard,” I said, moved.

“Yes. But if a person hasn't ever experienced true despair, she grows old never knowing how to evaluate where she is in life; never understanding what joy really is. I'm grateful for it.”

Yoshimoto, B. (2015). Kitchen. Open Road + Grove/Atlantic.

Niekiedy można odnieść wrażenie, że wypowiedź jakiegoś dyskutanta nie jest dla nas całkiem zrozumiała albo nawet jest całkiem niezrozumiała. Ponieważ jednak towarzyszy jej pewny, kategoryczny ton głosu, a ponadto co jakiś czas pojawiają się w niej trudne słowa świadczące o erudycji, odbiorcy są często skłonni uznać, że to było na pewno coś mądrego, tylko oni nie potrafili tego zrozumieć. Czasem jest to zwyczajny bełkot, wypowiedź po prostu pozbawiona sensu, a czasem celowy zabieg, technika, którą Schopenhauer nazywał „potokiem bezsensownych słów” .

Odbiorca, który słyszy podobny wywód, próbuje się w nim doszukać jakiegoś przesłania. Nie może uwierzyć, że aż tyle słów padło zupełnie bez sensu. Wyłapuje pojedyncze zdania, wątki, słowa i interpretuje je po swojemu. Ponieważ jednak wypowiedź nie zawiera tak naprawdę żadnej sensownej myśli, po pewnym czasie odbiorca podporządkowuje się i słucha. Rozmówca natomiast czuje się ogłuszony i jeśli na koniec takiego wywodu padnie pytanie (na przykład „i co pan na to?”), przez chwilę nie wie, co ma odpowiedzieć. Kamera pokazuje wówczas twarz osoby zafrasowanej, zbitej z tropu – dla widza jest to sygnał, że drugi z rozmówców jest mniej kompetentny, tym samym więc przyznaje rację temu pierwszemu.

(. . .)

Produkcja „potoku bezsensownych słów” polega najczęściej na „samplowaniu”, to jest tworzeniu zdań z podręcznego zbioru trudnych słów, typu „transformacja”, „restrukturyzacja”, „deregulacja”, „procedury”, „procesy”, czy gotowych zbitek słownych typu „modernizacja będąca skutkiem procesów transformacyjnych” – do których dodaje się trochę słów konkretnych, łatwo przyswajalnych, takich jak „rynek”, „handel”, „budownictwo”, a całość jest spajana konstrukcjami w rodzaju „jak łatwo zauważyć”, „co istotnie wpływa”, „decydujące więc będzie” itp.

(. . .)

„Potok bezsensownych słów” jest techniką szczególnie szkodliwą. Jej negatywny wpływ na przebieg rozmowy to nie tylko zaburzenie konkretnej wymiany zdań i uniemożliwianie zrozumienia, na czym polega różnica poglądów. Jest też skutek długofalowy: zniechęca się odbiorców do słuchania i podkopuje w nich wiarę w to, że publiczne ścieranie się opinii może być czymkolwiek więcej niż pustym rytuałem.

Kochan, M. (2012). Pojedynek na słowa: Techniki erystyczne w publicznych sporach. Wydawnictwo Znak.

Kiedy ktoś nie ma nic do powiedzenia albo nie chce z rozmówcą polemizować, używa często techniki nazywanej przez Schopenhauera „nienawistną kategorią pojęć” , którą to technikę można by nazwać „przyklejaniem etykietek”.

Technika ta polega na zaliczeniu poglądów lub zachowania rozmówcy do kategorii, która będzie się odbiorcy źle kojarzyła i tym samym spowoduje odrzucenie poglądów tego rozmówcy, a dyskutanta używającego „etykietki” zwolni z konieczności zajmowania się niewygodną dla niego kwestią.

(. . .)

„Etykietka” musi się źle kojarzyć, być modna i mieć choćby minimalny związek z poglądami czy działaniami osoby, którą nią naznaczono.

Wśród „etykietek” używanych w życiu publicznym w Polsce po 1989 roku są takie, jak na przykład: „ homo sovieticus ”, „zoologiczny antyklerykalizm”, „męski szowinizm”, „filozofia TKM” („teraz, k..., my”), „skok na kasę”, „karuzela stanowisk”, „homofobia”, „antysemityzm”, „katofobia”, „ciemnogród”, „styropian”, „etosiarz”, „oszołom”, „oszołomstwo”, „kryptokomuna”, „feministyczny beton, którego nie rozpuści kwas solny”, „różowe hieny”, „popaprańcy”, „czerwona pajęczyna”, „pampersi”, „kanapowy feminizm”, „kawiorowa lewica”, „koktajlowa opozycja”, „kolesiostwo” czy „republika kolesiów”, „polityczna krzaklewszczyzna”, „plankton polityczny”, „populizm”, „czysta demagogia”, „ekoterroryzm”, „fundamentalizm”, „spiskowa teoria dziejów”, „pełzający zamach stanu”, „demontaż III RP”.

(. . .)

Ciekawym zjawiskiem jest funkcjonowanie w języku polityki słowa „polityczny”, które działa jak „etykietka” (na przykład „to są polityczne zarzuty”). Brzmi to mniej więcej tak, jakby jeden przedsiębiorca zarzucał drugiemu, że jego firma działa dla zysku. Wydaje się to absurdalne – polityk powinien rozumieć i akceptować fakt, że działanie tego czy innego polityka jest „polityczne”. Tymczasem słowo, które kiedyś kojarzyło się nie najgorzej (złe było raczej coś, co było „niepolityczne”, na przykład niepolityczne zachowanie oznaczało zachowanie niestosowne, nieprzysparzające popularności i sympatii), dziś ma konotacje bardzo negatywne. „Polityczne” znaczy tyle, co „nieuczciwe”, „tendencyjne”, „demagogiczne”, „niemające nic wspólnego z rzeczywistością”, „wyssane z palca”, „złe”, „godne potępienia”. Czasem to słowo łączy się z innymi, też źle się kojarzącymi, na przykład „chuligaństwo polityczne” (gorsze niż zwykłe chuligaństwo), „szczeniactwo polityczne” czy „gangsterstwo polityczne”.

Słowo „polityczny” działa jak bakcyl groźnej choroby – zaraża wszystko, czego dotknie. Można wyobrazić sobie sytuację, w której jeden polityk zarzuca drugiemu: „pana program wyborczy to zbiór politycznych deklaracji”, a ten drugi odpowie mu z oburzeniem: „jak pan śmie mi to zarzucać? przecież pańskie ugrupowanie to partia czysto polityczna”.

Kochan, M. (2012). Pojedynek na słowa: Techniki erystyczne w publicznych sporach. Wydawnictwo Znak.

Technika, którą Schopenhauer nazwał: „teza lub antyteza” , polega na sprowadzeniu omawianego zjawiska do wyboru jednej z dwóch odpowiedzi, z których jednak tak naprawdę obie są dla rozmówcy niewygodne, stawiają go w złym świetle.

(. . .)

Bardzo częstą postacią techniki „teza lub antyteza” jest takie ujęcie tematu, w ramach którego jeden z członów alternatywy jest zupełnie nie do przyjęcia, drugi zaś wydaje się pozornie całkiem dopuszczalny, zwłaszcza na tle tego pierwszego. Wówczas ktoś może wpaść w pułapkę – chcąc odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie, skwapliwie wybierze mniejsze zło („niedobrze”, aby uniknąć „źle”), które jednak wciąż jest czymś niekorzystnym. Można to zilustrować następującym dialogiem:

POSEŁ X: Czy w waszej partii wszyscy członkowie są skorumpowani czy są to wciąż tylko pojedyncze wypadki? POSEŁ Y: To są tylko pojedyncze wypadki. POSEŁ X: A więc potwierdza pan, że zjawisko korupcji w waszym klubie jest faktem! Którzy członkowie pana partii są pana zdaniem skorumpowani?

Kochan, M. (2012). Pojedynek na słowa: Techniki erystyczne w publicznych sporach. Wydawnictwo Znak.

Kiedy rozmowa na jakiś temat przybiera zły obrót lub schodzi na grunt całkowicie niedogodny dla któregoś z rozmówców, wówczas stosowana jest często technika „ zmiany tematu ”, czyli Schopenhauerowskie „ mutatio controversiae” .

(. . .)

Tego rodzaju zabiegi są dla wszystkich uważnych rozmówców i słuchaczy czytelnym sygnałem: dany temat jest dla tej osoby niewygodny, woli ona mówić o czymś innym, a więc być może ma tu coś do ukrycia lub obawia się negatywnej oceny swojego postępowania w danej sprawie.

Kochan, M. (2012). Pojedynek na słowa: Techniki erystyczne w publicznych sporach. Wydawnictwo Znak.

Sterowanie uwagą mediów i przenoszenie jej z jednych tematów na inne można zresztą analizować jako erystykę w skali makro – sztukę wygrywania sporów na poziomie całego dyskursu.

(. . .)

Modelowa, potencjalnie najbardziej skuteczna odpowiedź na trudne i ważne pytanie powinna składać się z trzech elementów:

  1. polemiki z zarzutem – odbicia go lub stępienia jego ostrza (tu jest miejsce na techniki erystyczne – zwykle jest to „uogólnienie” (zob. 2.1), „ retorsio argumenti ” (zob. 2.12) lub inna forma kontrataku);

  2. konkretnej, merytorycznej odpowiedzi na zarzuty lub wątpliwości, zakończonej „mostem”;

  3. przejścia do lansowania własnych poglądów – powtórzenia zaplanowanego przekazu w wersji powiązanej jakoś z tematem pytania.

Kochan, M. (2012). Pojedynek na słowa: Techniki erystyczne w publicznych sporach. Wydawnictwo Znak.

Często kierowanie uwagi na przesłanie jest trudne, ponieważ tok rozmowy czy też pytania dziennikarza zmierzają w zupełnie innym kierunku. Uczestnik rozmowy stara się wówczas przejść do interesujących go kwestii, używając tak zwanych mostów .

„Mosty” to konstrukcje werbalne przenoszące uwagę na inne kwestie przez pokazanie rzekomego związku między starym a nowym wątkiem lub uzasadniające zmianę ważnymi racjami.

Oto kilkanaście najczęściej stosowanych „mostów”:

  1. zwyczajne przeniesienie uwagi : „jeśli chodzi o X, to..., natomiast chciałbym zwrócić uwagę na Y: otóż ta sprawa...”;

  2. pominięty wątek : „mam wrażenie, że zbytnio koncentrujemy się na X, podczas gdy za mało mówi się dziś o Y”; „w tym pytaniu pominęła pani istotny wątek, jakim jest Y”;

  3. ważność : „myślę, że najważniejszym problemem jest dziś sprawa Y”;

  4. interesuje odbiorców : „myślę, że naszych widzów bardziej interesuje inna sprawa, a mianowicie Y”;

  5. interesuje gościa : „mnie by w tym bardziej interesowała sprawa Y”;

  6. dotyczy większości : „X to ciekawy temat, ale on interesuje najwyżej pięć procent populacji, podczas gdy sprawa Y ma żywotne znaczenie dla większości Polaków”;

  7. wyeksploatowany temat : „mam wrażenie, że X to już wyeksploatowany temat, pomówmy dziś raczej o Y”;

  8. aktualność : „myślę, że dziś powinniśmy raczej porozmawiać o Y, albowiem jest to sprawa najbardziej dla wszystkich aktualna”;

  9. dobrze zrozumieć : „abyśmy mogli zrozumieć sprawę X, musimy najpierw zająć się Y; otóż Y...”;

  10. precyzyjna odpowiedź : „abym mógł pani precyzyjnie odpowiedzieć na pytanie o X, muszę najpierw powiedzieć o Y”;

  11. silny związek : „X jest bardzo silnie związane z Y; w sprawie Y mogę zaś powiedzieć, że...”;

  12. ciekawszy temat : „wie pan, mnie ciekawsza wydaje się sprawa Y”;

  13. inny punkt widzenia : „proszę mi pozwolić spojrzeć na X z innego punktu widzenia: otóż kiedy weźmiemy pod uwagę sytuację Y...”;

  14. powrót : „wróćmy może jeszcze na chwilę do sprawy Y” – powrót dotyczy nie zawsze kwestii, która już była poruszana, zdarzają się sytuacje, kiedy ktoś „wraca” do tematu wcześniej zupełnie nieobecnego w rozmowie;

  15. już wystarczy : „zadaje pani już trzecie pytanie dotyczące X; myślę, że już powiedziałem wszystko na ten temat, i chciałbym teraz zająć się bardziej sprawą Y”;

  16. spytałbym inaczej : szczególnie bezczelnym mostem jest zamiana ról – kiedy zapytany o jedną (niewygodną dla siebie) kwestię gość przechodzi do tematu, o którym chciałby mówić, w sposób następujący: „gdybym był na pana miejscu, zapytałbym raczej o Y, i na takie pytanie ja odpowiedziałbym, że...”.

Kochan, M. (2012). Pojedynek na słowa: Techniki erystyczne w publicznych sporach. Wydawnictwo Znak.

Najpierw parę słów o tym, co łączy dziennikarza i gościa/gości.

Jednemu i drugiemu/drugim chodzi o widownię. Chcieliby, aby jak najwięcej osób oglądało dany program. Mówi się, że „media produkują oglądalność”, to znaczy ich celem jest przyciąganie jak największej widowni, którą potem można „sprzedać” reklamodawcom. A więc gość w studiu jest w pewnym sensie współproducentem oglądalności. Jemu też zależy na widowni, powinien się więc starać wspólnie z dziennikarzem stworzyć jak najbardziej atrakcyjne widowisko. Jeśli gości jest dwóch, sytuacja wygląda tak samo. W pewnym sensie konflikt jest w ich interesie. Spór wygląda bardziej efektownie niż ugrzeczniona wymiana poglądów. Rozmówca o odmiennych poglądach jest poniekąd partnerem. Dziennikarz będzie prowokował dyskutantów do wchodzenia w spór, a oni na ogół będą chętnie korzystali z okazji, by się ze sobą kłócić. Nieco wyższa temperatura rozmowy służy zwykle obu dyskutantom, bo przyciąga widzów. Naturalnie, kiedy emocji w dyskusji jest zbyt wiele i zamienia się ona w pyskówkę, widzowie mogą uciec na inny kanał. Ale też niewykluczone, że właśnie taki przebieg rozmowy może zatrzymać ich przed odbiornikami.

(. . .)

Ideałem byłoby, gdyby rozmówca nie tylko szczerze odpowiedział na wszystkie pytania, ale z rozpędu powiedział coś, czego nie planował czy nie chciał powiedzieć. Czego, co więcej, nie powiedział, gdy był pytany przez innych dziennikarzy. Taka wypowiedź będzie potem cytowana przez inne media i zareklamuje zarówno osobę dziennikarza, jak i jego program („polityk X w rozmowie z dziennikarzem Y w programie Z powiedział, że...”).

Kochan, M. (2012). Pojedynek na słowa: Techniki erystyczne w publicznych sporach. Wydawnictwo Znak.

Jak stwierdził Peter Sloterdijk, indywidualny projektant powinien spróbować wspiąć się na pewien poziom kompetencji − terytorium, gdzie każdy może istnieć jako suwerenna jednostka, przy czym nie chodzi tu o względną specjalizację, raczej odwrotnie: współczesny „ekspert” powinien się stać nie tyle jeszcze bardziej wykwalifikowanym specjalistą od jednego obszaru, co raczej niekompetentnym mistrzem żeglującym po oceanie praktyk. Dla Sloterdijka projektowanie jest umiejętnym zarządzaniem niekompetencją.

(. . .)

Istnieje ryzyko, że teatr zacznie się zamieniać w symulację samego siebie. Niczym sprzątaczka, która zmywając podłogę na scenie, obserwuje swoje odbicie w lustrze i uświadamia sobie, jak bardzo lubi ruch swojej pupy podczas wykonywania tej czynności. Nie ma już dłużej znaczenia to, czy podłoga jest faktycznie czyszczona, ponieważ ruch pupy jest jedynym wytworem czynności poruszania mopem. Oto jak postrzegam teraz teatr: to sprzątaczka, która nie myśli o niczym innym jak tylko o sprośnym ruchu swojego tyłka.

Miessen, M. (2013). Koszmar partycypacji. Fundacja Bęc Zmiana.